Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 18. kolejka - 28.02.2009, 17:00, widzów: 10000, sędzia: Piotr Pielak (Warszawa)

LECHIA GDAŃSK - ŚLĄSK WROCŁAW 1:1 (0:0)

LECHIA: Paweł Kapsa - Paweł Pęczak, Peter Cvirik, Krzysztof Bąk, Arkadiusz Mysona, Marcin Kaczmarek (64-Piotr Wiśniewski), Łukasz Surma, Hubert Wołąkiewicz (64-Piotr Kasperkiewicz), Maciej Rogalski, Paweł Buzała (78-Andrzej Rybski), Maciej Kowalczyk

ŚLĄSK: Wojciech Kaczmarek - Krzysztof Wołczek, Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Mariusz Pawelec, Marek Gancarczyk (73-Tomasz Szewczuk), Antoni Łukasiewicz, Krzysztof Ulatowski, Sebastian Mila, Janusz Gancarczyk (60-Patryk Klofik), Przemysław Łudziński

pozycja w tabeli: 5


MEDIA O MECZU

Powtórka z Wrocławia (sport.trojmiasto.pl, 28.02.2009)

Na inaugurację wiosny piłkarze Lechii ze Śląskiem Wrocław zagrali tak jak i w pierwszej jesiennej kolejce. Mecz w Gdańsku zakończył się remisem 1:1 (0:0). Podział punktów zapewnił Maciej Kowalczyk, a prowadzenie dla gości zdobył debiutujący w polskiej ekstraklasie, Jarosław Fojut.

Pierwsza połowa stała na bardzo słabym poziomie, a obie drużyny uważały głównie, aby nie stracić bramki. Oddano zaledwie trzy celne strzały. W Lechii udało się to Łukaszowi Surmie i Marcinowi Kaczmarkowi, a w Śląsku Przemysławowi Łudzińskiemu.

Jednak najgroźniejsze były przed przerwą akcję, w których bramkarze nie musieli interweniować. Już w 15. minucie Sebastian Mila wyłożył piłkę w polu karnym Januszowi Gancarczykowi, ale ten fatalnie spudłował, choć chyba powinie szukać lepiej ustawionego Przemysława Łudzińskiego. Natomiast w 37. minucie Kaczmarek posłał piłkę z prawej strony w "16", której nie przeciął żaden z obrońców. Maciej Rogalski natychmiast strzelił, ale Krzysztof Wołczek ofiarną interwencją zablokował piłkę.

Generalnie przed przerwą gdańszczanom gra się nie kleiła, gdyż nie miał kto za bardzo rozegrać akcji ofensywnych. Wrocławianie mieli przewagę w środku pola, częściej grali piłką, ale z tego prawie nic groźnego nie wynikało.

Po zmianie strony było więcej lepszej gry, a przede wszystkim padły gole. W 52. minucie sędzia dość pochopnie odgwizdał faul Huberta Wołąkiewicza na Sebastianie Mili. Gdańszczanin zapewniał, że przepisów nie przekroczył. Sam poszkodowany wrzucił piłkę z wolnego, z wysokości pola karnego prosto na głowę Jarosława Fojuta. Debiutant w Śląsku otworzył z pięciu metrów wynik spotkania. Tylko gdzie byli obrońcy? Z powtórek telewizyjnych wynikało, że byłego gracza Boltonu powinien powstrzymać Peter Ćvirik.

- W sparingach po stałym fragmencie gry nie straciliśmy żadnej bramki, a wróciliśmy do ligi i znów spotkało nas nieszczęście. Liczę jednak, że i pod tym względem po kolejnych meczach się poprawimy - zapewniał Jacek Zieliński, którego podopieczni stracili w tym sezonie już 14 gola po stałym fragmencie gry. - Bardziej cieszyłbym się, gdybym gola nie strzelił, a moja drużyna wygrała - przyznał z kolei Fojut, który do Polski wrócił z niższych klas ligi angielskiej.

Dwie minuty później mogło być, a nawet powinno 0:2, bo sam na sam z Pawłem Kapsą był Łudziński. Bramkarz Lechii nie dał się pokonać, choć rywal sprytnie próbował posłać mu piłkę między nogami. - Gdybyśmy wtedy zdobyli bramkę, to zwycięstwa już byśmy nie stracili. Ostatecznie mamy punkt i też z tego trzeba się cieszyć - mówił po spotkaniu Ryszard Tarasiewicz, szkoleniowiec gości.

Wyrównanie to zasługa solowej akcji Macieja Kowalczyka. Napastnik Lechii uderzył z 20 metrów na 1:1. - Niewiele pamiętam z tej akcji. Dostałem piłkę, gdy miałem rywala na plecach, odwróciłem się i strzeliłem po krótkim rogu - mówił na gorąco "Kowal". Dodajmy, że tym, którym podawał był kiepsko grający dziś Paweł Buzała, a przed strzałem napastnik Lechii zgubił ładnym zwodem kadrowicza, Piotra Celebana.