Śląsk Wrocław Śląskopedia



Puchar Polski, 1/4 finału, 1. mecz - 27.10.2015, 18:00, sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)

ZAWISZA BYDGOSZCZ - ŚLĄSK WROCŁAW 0:0

ZAWISZA: Damian Węglarz - Sebastian Kamiński, Marko Banović, Piotr Stawarczyk, Damian Ciechanowski, Jakub Smektała, Maciej Kona (46-Wasił Panajotow), Kamil Drygas, Giorgi Alawerdaszwili, Jakub Łukowski (83-Sylwester Patejuk), Szymon Lewicki (63-Arkadiusz Gajewski)

ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Krzysztof Ostrowski, Krzysztof Danielewicz, Tomasz Hołota, Flavio Paixao, Marcel Gecov (77-Peter Grajciar), Kamil Dankowski (77-Paweł Zieliński), Michał Bartkowiak (66-Jacek Kiełb)


MEDIA O MECZU

Mecz, o którym można zapomnieć (Gazeta Wrocławska, 28.10.2015)

Niestety, dla kibiców spotkanie Śląska Wrocław z Zawiszą jest takim z cyklu do zapomnienia Wczoraj fanów przyszło niewielu, ale nic nie stracili.

Tadeusz Pawłowski od początku postawił na dwóch młodych: ponownie na Michała Bartkowiaka oraz na Kamila Dankowskiego, ale na skrzydle. Trzeba powiedzieć, że obaj byli aktywni i chociaż nie wszystko im wychodziło, to jednak szukali gry. Do składu wskoczył też dawno niewidziany Krzysztof Ostrowski oraz powracający Adam Kokoszka.

Śląsk w pierwszej części górował nad rywalem, który bardzo rzadko stwarzał problemy Mariuszowi Pawełkowi. Niestety, niewiele wynikało z tej przewagi wrocławian. Ciekawe, ofensywne akcje można policzyć na palcach jednej ręki. Zazwyczaj było to wszystko za wolne, zbyt długo rozgrywane.

Zawisza najgroźniejszą sytuację stworzył na początku drugiej połowy, kiedy to pomylił się Pawelec i do piłki w polu karnym dopadł Alawerdaszwili. Pawełek skrócił jednak szybko kąt i obronił strzał Gruzina. Potem było już tylko gorzej, a poziom meczu leciał w dół na łeb, na szyję. Żadna z drużyn nie potrafiła wymienić trzech-czterech celnych podań, nie mówiąc już nawet o tym, by robiła to na połowie przeciwnika. W Śląsku strzałów próbował tylko ustawiony na skrzydle Kamil Dankowski. Uderzał mocno, ale w środek bramki. Gospodarze byli trochę bardziej agresywni niż w pierwszej części, ale efektów nie było widać. No może nie licząc akcji z 60 min, kiedy to po kiksie defensywy wysuniętego przed bramkę Pawełka próbował zaskoczyć Łukowski, ale zagrał za słabo.

W Śląsku koszmarnie grała druga linia. Flavio był może ćwiercią piłkarza, jakiego znamy jeszcze z poprzedniego sezonu. Celność podań, dynamika, drybling - długimi momentami nie miał żadnego z atutów. Więcej akcji drugą stroną przeprowadzał Dankowski. Marcel Gecov był albo niewidoczny, albo gdy się już pokazywał, to zagrywał koszmarnie. Zdarzyło mu się, że zupełnie niepilnowany w środku boiska nie był w stanie celnie zagrać głową do jednego z partnerów. Gdy natomiast w 68 min wyłuskał już piłkę Kamilowi Drygasowi i sam popędził na bramkę Damiana Węglarza, to ostatecznie przegrał pojedynek z młodym golkiperem gospodarzy. Nawet Krzysztof Danielewicz prezentował się od niego lepiej. Zdarzyło mu się na przykład bardzo dobre dośrodkowanie z rzutu wolnego, ale nie dość, że był spalony, to jeszcze z kilku metrów Tomasz Hołota i tak trafił w bramkarza...

W samej końcówce mieliśmy jeszcze dwa strzały Jacka Kiełba (jeden obroniony, jeden obok słupka) i odpowiedź Alawerdaszwiliego. To wszystko. Nad resztą spuśćmy zasłonę miłosierdzia.

Zawisza z takiego wyniku jest pewnie zadowolony. Śląsk - dla którego był to trzeci mecz z rzędu bez strzelonej bramki - na pewno mniej. Rewanż dopiero 16 grudnia we Wrocławiu.

Jakub Guder