Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 3. kolejka - 2.08.2015, 15:30, widzów: 6963, sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)

ŚLĄSK WROCŁAW - TERMALICA BRUK-BET NIECIECZA 2:0 (1:0)

ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Dudu Paraiba, Tomasz Hołota, Tom Hateley (75-Marcel Gecov), Flavio Paixao, Peter Grajciar (80-Michał Bartkowiak), Robert Pich, Kamil Biliński (85-Krzysztof Danielewicz)

TERMALICA: Sebastian Nowak - Patryk Fryc, Michał Markowski, Dawid Sołdecki, Sebastian Ziajka, Adrian Chomiuk, Bartłomiej Babiarz, Dalibor Pleva, Krzysztof Kaczmarczyk (58-Wojciech Kędziora), Dariusz Jarecki (80-Jakub Wróbel), Emil Drozdowicz (75-Adrian Paluchowski). Trener: Piotr Mandrysz

pozycja w tabeli: 9

uwagi: niektóre media drugą bramkę przypisywały Robertowi Pichowi, sędzia w protokole meczowym jako strzelca wpisał jednak Flavio Paixao, który jako ostatni musnął głową piłkę.


MEDIA O MECZU

Słoniki upolowane; Śląsk zwycięski (Gazeta Wrocławska, 3.08.2015)

Śląsk Wrocław pewnie pokonał na własnym boisku 2:0 Termalikę Bruk-Bet Nieciecza. Pierwszą bramkę po powrocie strzelił Kamil Biliński

Uff... Po tym meczu wszystkim spadł chyba kamień z serca. Kamilowi Bilińskiemu - bo pierwszy raz po powrocie do Śląska strzelił gola (zresztą jego radość była ogromna); Tadeuszowi Pawłowskiemu - bo jego drużyna wreszcie wygrała w tym sezonie w lidze mecz, prezentując się momentami naprawdę całkiem dobrze. No i kibicom, którzy mogli oglądać, jak WKS kontroluje grę i zasłużenie trafia do siatki rywali.

- Właśnie na tę bramkę czekałem. Była mi potrzebna. W minionym tygodniu bardzo ciężko pracowałem na treningach. Trener dał mi szansę i mam nadzieję, że odwdzięczyłem się pozytywnym występem - mówił po ostatnim gwizdku uradowany Biliński.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że taki przebieg spotkania w dużej mierze determinowała postawa Termaliki. Patrząc na grę „słoników" (to herb klubu) trudno nam sobie w ostatnich latach przypomnieć słabszego beniaminka ekstraklasy. Piłkarze Piotra Mandrysza założyli sobie, aby przede wszystkim do przerwy nie stracić bramki, i długo ten plan skrupulatnie realizowali. Sami oddali tylko jeden strzał na bramkę wrocławian, i to w dodatku niecelny.

Gospodarze od początku mieli przewagę, ale bywały momenty, w których brakowało pomysłu na rozbicie defensywy rywali. Termalica często cofała się całym zespołem na własną połowę i Śląskowi zostawało tylko wymienianie podań między obrońcami. Gdy już udawało się zbliżyć w okolice pola karnego, to brakowało ostatniego podania i piłkę wybijali do przodu niecieczanie. Trzeba powiedzieć, że całkiem solidnie grał Dawid Sołdecki: był nieustępliwy i faktycznie rzadko dawał wyprowadzić się w pole.

Wrocławianie przed pierwszą szansą stanęli w 18 min. Robert Pich świetnie zagrał do wychodzącego między obrońcami Bilińskiego, a ten z ostrego kąta strzelił w interweniującego Sebastiana Nowaka. 10 minut później najpierw uderzał Pich, dobrze obronił Nowak, a mocna dobitka Tomasza Hołoty wylądowała na poprzeczce.

Gdy już wszyscy oczekiwali na gwizdek oznajmiający przerwę, WKS przeprowadził akcję, która okazała się kluczowa dla całego meczu. Tom Hateley ładnym przerzutem wypatrzył w polu karnym Flavio, ten dobrze przyjął piłkę, podniósł głowę i wycofał do Bilińskiego, a były napastnik Dinama Bukareszt pewnym strzałem z pierwszej piłki dał prowadzenie wrocławianom.

W drugiej połowie przyjezdni niby od początku wykazywali więcej chęci do ataku, ale kolejną bramkę strzelił Śląsk. W 59 min, rzut rożny wykonywał Peter Grajciar, podał do zupełnie niepilnowanego przed polem karnym Picha, a ten uderzył półwolejem. Piłka jeszcze skozłowała i wpadła do bramki. Tuż przed linią skakał do niej Flavio, który po meczu - jak to ród Paixao ma w zwyczaju - twierdził stanowczo, że to jego gol, bo jako ostatni dotknął piłki. Tak też został zapisany.

Od tego momentu mieliśmy już raczej tempo sparingowe. Mimo tego WKS mógł spokojnie jeszcze raz lub dwa pokonać Sebastiana Nowaka, który jednak spisywał się między słupkami bardzo dobrze. Uwijał się zwłaszcza w ostatnich pięciu minutach regulaminowego czasu gry, kiedy to m.in. najpierw mocno z 30 metrów z rzutu wolnego strzelał Dudu, a potem z najbliższej odległości, zupełnie niepilnowany głową przymierzył Krzysztof Danielewicz, ale posłał piłkę w sam środek bramki.

- Duża bierność moich piłkarzy przyczyniła się do tego, że Biliński wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Dzięki temu zespół Śląska w drugiej połowie mógł grać spokojniej - mówił po meczu Mandrysz.

- Spodziewaliśmy się, że przeciwnik będzie głęboko bronił się na swojej połowie, bo tak było w poprzednich dwóch pierwszych meczach, które analizowaliśmy. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo - podsumował Tadeusz Pawłowski.

Jakub Guder