Śląsk Wrocław Śląskopedia



Liga Europejska, 2. runda eliminacyjna, 1. mecz - 16.07.2015, 20:30, widzów: 16978, sędzia: Jesus Gil Manzano (Hiszpania)

ŚLĄSK WROCŁAW - IFK GOETEBORG 0:0

ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba, Adam Kokoszka (59-Marcel Gecov), Tom Hateley (67-Kamil Biliński), Peter Grajciar, Tomasz Hołota, Robert Pich, Jacek Kiełb (77-Flavio Paixao)

IFK: John Alvbage - Emil Salomonsson, Mattias Bjärsmyr, Thomas Rogne (86-Hjalmar Jonsson), Haitam Aleesami, Martin Smedberg-Dalence (78, Soren Rieks), Sebastian Eriksson, Gustav Svensson, Jakob Ankersen, Mikael Boman (78-Gustav Engvall), Lasse Vibe. Trener: Jörgen Lennartsson


MEDIA O MECZU

Szwedzka stal nie pękła (Przegląd Sportowy, 17.07.2015)

Szwedzi są do przejścia, ale warunek jest jeden: u nas musi wszystko zahulać - mówił trener wrocławian Tadeusz Pawłowski. Było bardzo poprawnie, ale dużo zabrakło do perfekcji. Nadzieja jednak jest: Śląsk nawet z taką grą nie jest bez szans za tydzień na Ullevi.

W ostatnią sobotę na stadionie we Wrocławiu odbył się finał polskiej ligi futbolu amerykańskiego, po którym na murawie zostały linie i oznaczenia jardów. Zmieniła się dyscyplina, klimat pozostał ten sam. Starcie z Goeteborgiem przypominało jeden wielki klincz. Różnica taka, że tym razem dwudziestu dwóch facetów biegało bez kasków i ochraniaczy.

Śląsk już na początku spotkania znalazł się w sytuacji niemal sobie nieznanej. Że nie ma Marco Paixao - przywykliśmy, już strzela dla Sparty Praga. Ale brak nawet Flavio w wyjściowej jedenastce? Panie i panowie, ostatni raz bez któregokolwiek z Portugalczyków wrocławianie poważny mecz grali prawie dwa lata temu - z Sevillą, kiedy Flavio nawet jeszcze nie był graczem Śląska. Trener Pawłowski nie chciał, ale musiał - młodszy z bliźniaków nadal ma problemy z urazem pleców, którego nabawił się tydzień temu w meczu z Celje. Dlatego w czwartek usiadł tylko na ławce. I stamtąd przez ponad siedemdziesiąt minut sfrustrowany patrzył, jak koledzy bezskutecznie próbują wymanewrować Szwedów.

Wrocławianie prowadzili grę, ale nie była to dominacja, o której można powiedzieć, że cały czas pachnie golem. Doskonale przygotowani fizycznie i zdyscyplinowani taktycznie goście pacyfikowali próby szarż skrzydłami czy dośrodkowań Petera Grajciara i Roberta Picha. Aktywny starał się być Jacek Kiełb, który znowu wystąpił w roli napastnika, ale nie miał zbyt wielu podań od kolegów. Wrocławianie posiadali piłkę, w razie straty nie raz i nie dwa potrafili ją odebrać Szwedom na ich połowie, jednak patentu na przerwanie klinczu nie znalazł w pierwszej połowie nikt. Goście sami atakowali na tyle rzadko, że o klasie Lasse Vibe, największej gwiazdy Goeteborga, na szczęście nie mieliśmy okazji się przekonać. Obaj napastnicy IFK tylko ograniczali się do utrudniania środkowym obrońcom Śląska wyprowadzania piłki.

Minuty ciekły, mecz się stopniowo otwierał, ale 0:0 uparcie się utrzymywało. Może byłoby inaczej, gdyby trener Śląska miał więcej czasu na wkomponowanie nowych zawodników. Tymczasem Kamil Biliński, następca Marco Paixao w ataku, dołączył do kolegów dopiero w tym tygodniu. Nawet nie zdążył porządnie potrenować z kolegami. Nowy-stary napastnik wrocławian zamiast wejść na boisko już na początku drugiej połowy, wszedł na murawę kiedy już dawno minęła godzina gry. Publika przywitała go owacyjnie, jednak niewiele zdążył zrobić. Uczy się klubu od nowa. Nie zna ani stadionu, ani drużyny. Z czasów poprzedniego pobytu w Śląsku występuje już tylko trzech zawodników, których zna. W większości zdecydowanie defensywnych.

Szwedzi w drugiej połowie zagrali o wiele bardziej otwarty futbol. Kilka razy za dużo swobody pod wrocławską bramką dostał dość skutecznie odcinany w pierwszej połowie od sensownych podań Vibe. Raz na wyżyny musiał wznieść się Mariusz Pawełek, który udanie interweniował po niebezpiecznym strzale Sebastiana Erikssona. Podsumowując: bardzo solidna drużyna, choć bez wielkiego błysku. To dużo niższa półka nawet niż Club Brugge, który dwa lata temu ze Śląskiem wprawdzie odpadł, ale akcje prowadził z takim rozmachem, że widz przed telewizorem bał się wyjść na trzy minuty, żeby zaparzyć herbatę.

Tym bardziej szkoda kontuzji Flavio Paixao sprzed tygodnia. A także tego, że wrocławianie wzmocnienia robili solidne, tylko że piekielnie późno. Można było przystąpić do tego meczu z klasowymi, potrafiącymi zrobić różnicę i przygotowanymi do gry piłkarzami, zrobić na boisku co trzeba, a potem jechać do Szwecji ze spokojem.

A tak Ślązacy jadą „tylko" z nadziejami. Na szczęście popartymi całkiem porządnym występem w czwartek.

- Nie straciliśmy gola u, siebie, a to było podstawowe założenie. W Szwecji gospodarze muszą się na nas rzucić, a to dla nas woda na młyn. Czas gra na naszą korzyść - powiedział Paweł Żelem, prezes Śląska. On nie był rozczarowany tym wynikiem.

Michał Guz