ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Krzysztof Ostrowski, Tomasz Hołota, Krzysztof Danielewicz, Flavio Paixao, Mateusz Machaj (61-Peter Grajciar), Robert Pich (82-Konrad Kaczmarek), Marco Paixao (90-Karol Angielski)
LECHIA: Mateusz Bąk - Marcin Pietrowski, Rafał Janicki, Gérson, Mavroudís Bougaḯdis (46-Rudinilson), Piotr Grzelczak (80-Daniel Łukasik), Ariel Borysiuk (63-Bruno Nazário), Stojan Vranješ, Sebastian Mila, Maciej Makuszewski, Antonio Čolak. Trener: Jerzy Brzęczek
pozycja w tabeli: 4
uwagi: Mariusz Pawełek debiutuje jako kapitan Śląska
MEDIA O MECZU
Mila wrócił i Śląsk od razu wygrał (Gazeta Wrocławska, 20.04.2015)
Nareszcie! Śląsk Wrocław pokonał u siebie 3:0 Lechię Gdański przerwał w ten sposób serię 10 meczów bez zwycięstwa w tym roku.
Spodziewaliśmy się większych roszad w składzie, po rewolucyjnych zmianach i zapowiedziach sztabu szkoleniowego Śląska w tygodniu. Tymczasem nie zagrali tylko ci, którzy mieli kontuzje. Że nie będzie Dudu i Lukasa Droppy - to było wiadome, ale w piątek na treningu urazu doznał jeszcze Tom Hateley. To spore osłabienie, bo Anglik w ostatnich tygodniach na tle większości swoich kolegów wyglądał bardzo dobrze.
Właściwie jedyną roszadą z wyboru, a nie z konieczności, było puszczenie w bój od pierwszej minuty Mateusza Machaja jako ofensywnego pomocnika. Po odejściu Sebastiana Mili rywalizuje o tę pozycję z Peterem Grajciarem, który tym razem usiadł na ławce rezerwowych.
Lechia do meczu przystąpiła bez swoich dwóch podstawowych bocznych obrońców, reprezentantów kraju zresztą - Grzegorza Wojtkowiaka i Jakuba Wawrzyniaka.
Sebastian Mila w roli kapitana gości we Wrocławiu został powitany bez fajerwerków. W drugiej połowie pojawił się na młynie tylko skromny transparent „Sebastian Mila, dziękujemy". Nie było też przesadnej czułości przy losowaniu stron, podczas którego w nowej roli debiutował Mariusz Pawełek. Zresztą bramkarz gospodarzy żartował przed spotkaniem w Radiu Wrocław, że Milowy dla kolegów z Wrocławia nie zorganizował żadnej pożegnalnej imprezy. - O godz. 23 dowiedziałem się, że kluby są dogadane, a Śląsk o 7 rano jechał na zgrupowanie. Nie było czasu - ripostował Mila.
Pierwsze 15 min spotkania było... dramatyczne. Nie spodziewaliśmy się, że w kwadrans można zagrać tyle niedokładnych piłek i to z obu stron. Brylował - niestety - Krzysztof Danielewicz i pewnie gdyby wszyscy byli zdrowi, to raczej usiadłby na ławce. Pierwsza pod bramką przeciwnika znalazła się Lechia, ale uderzenia Colaka i Makuszewskiego okazały się niecelne. Pierwszy celny strzał mieliśmy w 17 min, ale Krzysztof Ostrowski przymierzył dokładnie w to miejsce, w którym stał Mateusz Bąk. Trzy minuty później było już 1:0 dla WKS-u chociaż - po prawdzie -nic tego nie zapowiadało. W polu karnym faulowany był Robert Pich, a jedenastkę na bramkę zamienił Machaj. Były piłkarz Lechii równo rok temu - także przed pojedynkiem z Lechią - deklarował, że ma coś do udowodnienia, bo w Gdańsku szybko z niego zrezygnowano. No to udowodnił.
Podrażnieni piłkarze Jerzego Brzęczka ruszyli do natarcia, ale niewiele groźnego z tego tak naprawdę wynikało. W 26 min powinno być tymczasem 2:0, bo Marco Paixao wyprzedził obrońców i próbował lobować bramkarza. Pomylił się o centymetr... 10 minut później wszyscy zamarli z przerażeniem, gdy sam na sam z Pawełkiem wyszedł Grzelczak, ale nowy kapitan gospodarzy spisał się świetnie. Im bliżej było przerwy, tym piłkarze Tadeusza Pawłowskiego bardziej mieli pod kontrolą sytuację.
To właśnie wrocławianie lepiej zaczęli drugą połowę. W 51 min do prostopadłej piłki wyszedł Pich, ale minimalnie uprzedził go Bąk. Chwilę później było 2:0. Pich po krótkim rzucie rożnym wrzucił piłkę w szesnastkę, a Piotr Celeban tak wyskoczył do piłki, tak znalazł tempo, tak huknął, że przypomniał nam się mistrzowski sezon...
Po tym strzale Lechia straciła trochę ochotę do gry, a Śląsk zaczął mądrze szanować piłkę. Przyjezdni obudzili się kwadrans przed końcem, jednak defensywa WKS-u nie popełniała błędów i dobrze wybijała ich z rytmu. Kropkę nad „i" postawił w 86 min Marco Paixao dostawiając nogę do podania ze skrzydła Krzysztofa Ostrowskiego. - Drużyna pokazała charakter. Chciałem podziękować kibicom, ale i dziennikarzom, że we mnie wierzyli i mogłem spokojnie pracować - powiedział po meczu Tadeusz Pawłowski.
Na koniec jeszcze jedna sprawa - wielkie słowa uznania dla Klubu Kibiców Niepełnosprawnych, jego prezesa Pawła Parusa oraz samego Śląska. Otóż KKN wyszedł z inicjatywą, by pobić rekord Europy we frekwencji osób niepełnosprawnych na meczu. No i udało się -1005 kibiców. Brawo!