Śląsk Wrocław Śląskopedia



Puchar Polski, 1/4 finału, 2. mecz - 5.03.2015, 20:00, widzów: 21464, sędzia: Szymon Marciniak (Płock)

LEGIA WARSZAWA - ŚLĄSK WROCŁAW 1:1 (:)

LEGIA: Dušan Kuciak - Bartosz Bereszyński, Iñaki Astiz, Dossa Júnior, Guilherme, Michał Masłowski, Dominik Furman (112-Hélio Pinto), Tomasz Jodłowiec, Ondrej Duda, Michał Kucharczyk (101-Marek Saganowski), Orlando Sá (46-Michał Żyro)

ŚLĄSK: Jakub Wrąbel - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba (63-Kamil Dankowski), Tom Hateley, Lukáš Droppa (106-Miloš Lačný), Flavio Paixao, Peter Grajciar, Mateusz Machaj (91-Robert Pich), Marco Paixao

uwagi: w regulaminowym czasie 1:1; w rzutach karnych 3:1 dla Legii; karne: 0:1 Hateley, 1:1 Guilherme, (1:1 M. Paixao - obroniony), 2:1 Pinto, (2:1 F. Paixao - obroniony), (2:1 Duda - obroniony), (2:1 Lacny - nad bramką), 3:1 Saganowski


MEDIA O MECZU

Mistrzowie Grają dalej (Przegląd Sportowy, 6.03.2015)

Góra emocji, dogrywka i na koniec rzuty karne. Na ćwierćfinałowy mecz nikt nie mógł narzekać. Zadowoleni kończyli go legioniści. Śląsk odpadł.

To była bitwa. Czasem na noże, ze zwrotami akcji, kontrowersyjnymi sytuacjami. Piłkarze raz strzelali ostrą amunicją, czasem też ślepakami, ale każdy, kto wybrał się wczoraj na stadion Legii, nie żałował. Może nie było dużo futbolu na wysokim poziomie, ale na brak emocji nikt nie narzekał. Ich dodatkowa porcja zaserwowana została w serii rzutów karnych. W niej zawiedli Marco i Flavio Paixao. Portugalczycy uderzyli słabo, a ich strzały obronił Dusan Kuciak. Nie trafił także Ondrej Duda, a po chwili jego rodak Milos Lacny. Sprawę na korzyć Legii rozstrzygnął Marek Saganowski.

Jedno było pewne: obie drużyny chciały awansować, nikt nie miał zamiaru odpuszczać. Legia szybko strzeliła gola (Michał Kucharczyk), ale ze spalonego. Śląsk odpowiedział, nieco przypadkiem i po niefortunnej interwencji Kuciaka, który wybił piłkę prosto pod nogi Petera Grajciara. Słowak pokonał rodaka i w tym momencie goście byli w półfinale.

Zdobyta bramka wzmocniła gości psychicznie. Uwierzyli, że to może się udać. Imponowali zaangażowaniem, grali bardzo agresywnie, a do tego skutecznie. Przez 30 minut, poza nieuznanym golem Kucharczyka, legioniści nie oddali celnego strzału. Mnożyły się błędy, czy to w ofensywie, czy przy wyprowadzaniu piłki, często takie, które na tym poziomie nie miały prawa się przytrafić. Legia była nerwowa, a to Kuciak źle trafiał w piłkę, Dominik Furman gubił ją przed własnym polem karnym, a Orlando Sa przegrywał kolejny pojedynek z obrońcami Śląska. Drużyna Tadeusza Pawłowskiego kontrolowała to spotkanie. Przy odrobinie szczęścia i skuteczności mogła prowadzić wyżej. Była mądrze ustawiona, formacje blisko siebie, asekuracja, wspomniana agresja - w ten sposób niwelowała atuty gospodarzy. Legioniści, jeśli czymś potrafili zaskoczyć, po indywidualnej akcji Ondreja Dudy czy sprytnym zagraniu Kucharczyka. Pozostali, w mniejszym lub większym stopniu, zawodzili.

Jak Orlando Sa, słusznie zdjęty przez Henninga Berga w przerwie spotkania. Inna sprawa, że koledzy zbytnio mu nie pomagali, chowali się na własnej połowie, z rzadka podając Portugalczykowi. Jego miejsce zajął Michał Żyro i znowu potwierdził, że Puchar Polski, to jego ulubione rozgrywki (15. mecz, 9. gol). Ładnym, technicznym strzałem pokonał Jakuba Wrąbela. W tym momencie nad obiema drużynami zawisła groźba dogrywki. W niedzielę znowu się ze sobą spotykają, tym razem we Wrocławiu w meczu ligowym, a dodatkowe 30 minut biegania na pewno nie pomogłoby w przygotowaniu się do tego spotkania.

Dlatego Legia i Śląsk ruszyły, każda z tych drużyn chciała wygrać w regulaminowym czasie. Wrąbel świetnie obronił strzał Kucharczyka, Żyro gdyby się nie zawahał, pokonałby młodego bramkarza Śląska. Do siatki trafił Flavio Paixao, po strzale Mateusza Machaja i obronie Kuciaka, ale skrzydłowy gości był na pozycji spalonej. Mieliśmy więc 1:1 na boisku i taki sam wynik w nieuznanych bramkach.

Emocje były nadal. Mariusz Pawelec ambitnie interweniując, znokautował Dudu Paraibę, który musiał opuścić boisko. Szymon Marciniak mógł, a może i powinien ukarać czerwoną kartką Dossę Juniora za faul od tyłu na Marco Paixao, ale skończyło się na żółtej. Pawłowski i jego współpracownicy wściekli wyskoczyli z ławki rezerwowych, krzycząc ile sił. Dla jednego z nich zakończyło się to odesłaniem na trybuny. Nie udało się uniknąć dogrywki, ale nikt przy Łazienkowskiej nie narzekał. Walka trwała dalej. Tom Hateley chybił minimalnie, próbował Flavio Paixao. Po drugiej stronie szarpał Żyro, pilnujący go Kamil Dankowski przechodził poważny test. Pod koniec pierwszej części zakotłowało się pod bramką Wrąbla, ale na szczęście dla gości, młody bramkarz wychodził obronną ręką z opresji. O awansie musiały rozstrzygnąć karne...

Adam Dawidziuk