Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 16. kolejka - 29.11.2008, 19:45, widzów: 6000, sędzia: Piotr Pielak (Warszawa)

ŚLĄSK WROCŁAW - ŁKS ŁÓDŹ 3:0 (1:0)

ŚLĄSK: Wojciech Kaczmarek - Krzysztof Wołczek, Piotr Celeban, Antoni Łukasiewicz, Mariusz Pawelec, Krzysztof Ostrowski (79-Vuk Sotirović), Sebastian Dudek, Krzysztof Ulatowski, Sebastian Mila, Janusz Gancarczyk (88-Kamil Biliński), Tomasz Szewczuk

ŁKS: Bogusław Wyparło - Adrian Woźniczka, Zdzisław Leszczyński, Marcin Adamski, Adam Marciniak, Jakub Biskup (63-Vahan Gevorgyan), Mladen Kašćelan, Paweł Drumlak, Gabor Vayer (34-Rafał Kujawa), Dariusz Stachowiak, Adam Czerkas (83-Kamil Bartosiewicz). Trener: Grzegorz Wesołowski

pozycja w tabeli: 6


MEDIA O MECZU

Mila nie miał litości (Gazeta Wrocławska, 1.12.2008)

- Mam ogromny szacunek do ŁKS-u za to, że wyciągnął do mnie rękę wtedy, gdy tego naprawdę potrzebowałem. Ale teraz gram dla Śląska i zrobię wszystko, by to mój obecny klub zdobył komplet punktów. W piłce nie ma sentymentów - mówił przed meczem Sebastian Mila. I rzeczywiście, pomocnik Śląska nie miał żadnej litości dla swoich byłych kolegów, prowadząc wrocławian do pewnego zwycięstwa nad przyjezdnymi.

Jednak pierwsze pół godziny meczu nie zapowiadało takiego obrotu spraw. ŁKS postawił na żelazną defensywę i przyniosło to zaskakująco dobre rezultaty. Gospodarze mieli problem z konstruowaniem ataku pozycyjnego, a przy okazji kilka razy nadziali się na kontrataki. Jednak - na szczęście dla Śląska - goście mniej energii poświęcali ofensywie niż obronie.

Gdy nie da się strzelić z akcji, trzeba wykorzystać stałe fragmenty gry. A że Śląsk ma w swoich szeregach niezłego specjalistę od rzutów wolnych i różnych, w 29 min mógł cieszyć się z prowadzenia. Sebastian Mila zacentrował piłkę z narożnika boiska na krótki słupek, do futbolówki dopadł Piotr Celeban i niemal z linii bramkowej wpakował ją do siatki.

- Chciałem podziękować kibicom, że przez te pierwsze pół godziny nie ponaglali moich chłopców, by grali szybko i do przodu. Atak pozycyjny naprawdę wymaga dużo cierpliwości i spokoju - mówił po spotkaniu opiekun Śląska Ryszard Tarasiewicz.

Od 29 min to ŁKS musiał szukać rozwiązania w ataku pozycyjnym, lecz wychodziło mu to zdecydowanie gorzej od rywala. A Śląsk, uspokojony zdobytym prowadzeniem, nie zamierzał poprzestawać na jednej bramce. Jeszcze przed przerwą Tomasz Szewczuk mógł podwyższyć wynik, ale jego strzał z linii bramkowej wybił Adrian Woźniczka.

By zdobyć gola numer dwa, wrocławianie potrzebowali kolejnego stałego fragmentu gry. W polu karnym popchnięty został Celeban, za co sędzia Piotr Pielak bez wahania podyktował jedenastkę. Z tą decyzją goście długo nie mogli się pogodzić.

- Bo ten karny był trochę niezgodny z duchem gry. Gdybym to ja był arbitrem, na pewno bym go nie odgwizdał. Z drugiej strony nasz zawodnik rzeczywiście w tej niegroźnej sytuacji zahaczył Celebana, a nie powinien był tego zrobić - stwierdził kapitan ŁKS-u Marcin Adamski.

Karnego na bramkę zamienił Sebastian Dudek, choć wyznaczony do tego zadania był Mila.

- Zobaczyłem, że Sebastian chce strzelać. Należała mu się ta bramka za świetną postawę w rundzie, więc oddałem mu piłkę - tłumaczył potem Mila.

W ten sposób piłkarzowi udało się uniknąć bezpośredniego skarcenia ŁKS-u. Ale co się odwlecze... Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem Mila otrzymał idealne podanie od Szewczuka, wyszedł sam na sam z Bogusławem Wyparłą, położył go na ziemi i skierował piłkę do pustej już bramki.

Mila zadedykował gola obchodzącej urodziny mamie, a gracze ŁKS-u znowu kręcili nosem.

- W tej sytuacji mógł być spalony. Ale jeśli nawet, to trudno. Odkryliśmy się, bo chcieliśmy coś jeszcze zmienić. W konsekwencji straciliśmy trzecią bramkę i było już po meczu - analizował Adamski.

A Grzegorz Wesołowski, pod którego wodzą ŁKS przegrał po raz pierwszy, przyznał: - Jechaliśmy do Wrocławia po przynajmniej punkt. Jednak to Śląsk stworzył sobie więcej sytuacji podbramkowych. Dlatego uważam, że gospodarze wygrali zasłużenie.

Dzięki sobotniemu zwycięstwu Śląsk spędzi zimę na co najmniej szóstej pozycji. Jeśli jednak w ostatnim w tym roku spotkaniu wysoko wygra z Ruchem, a Wisła przegra u siebie z Odrą, wrocławianie awansują na piąte miejsce. Druga cześć tego scenariusza - czyli porażka Białej Gwiazdy - jest oczywiście mało realna. Ale nawet jeśli do tego nie dojdzie, pozycja wywalczona przez piłkarzy Tarasiewicza i tak będzie budziła szacunek.

- Jeśli wygramy z Ruchem, zakończymy ten rok z naprawdę imponującym dorobkiem punktowym. W pełni na to zasłużyliśmy - mówił po sobotnim pojedynku opiekun wrocławskiej drużyny.

Niestety, w spotkaniu z Ruchem nie będzie mógł wystąpić Sebastian Mila. Pomocnik Śląska zobaczył w sobotę czwartą żółtą kartkę, a to oznacza przymusową przerwę w grze. Na szczęście WKS już wielokrotnie w tym sezonie udowadniał, że jego największą siłą jest wyrównana kadra, w której każdy może zastąpić każdego.

Michał Mazur