Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 8. kolejka - 3.10.2008, 17:45, widzów: 8000, sędzia: Adam Kajzer (Rzeszów)

JAGIELLONIA BIAŁYSTOK - ŚLĄSK WROCŁAW 2:2 (2:1)

JAGIELLONIA: Piotr Lech - Igor Lewczuk, Thiago Cionek, Andrius Skerla, Krzysztof Król (60-Łukasz Tumicz), Robert Szczot (81-Marcin Pacan), Pavol Stano, Szymon Matuszek, Paweł Zawistowski, Dariusz Jarecki (68-Mariusz Dzienis), Tomas Pesir

ŚLĄSK: Jacek Banaszyński - Tadeusz Socha (85-Przemysław Łudziński), Piotr Celeban, Dariusz Sztylka, Mariusz Pawelec, Janusz Gancarczyk, Antoni Łukasiewicz (70-Krzysztof Ulatowski), Sebastian Dudek, Sebastian Mila, Remigiusz Sobociński (89-Wojciech Górski), Tomasz Szewczuk

pozycja w tabeli: 5


MEDIA O MECZU

Jagiellonia - Śląsk 2:2 (poranny.pl, 3.10.2008)

Było blisko, ale nie udało się. Żółto-czerwoni tylko zremisowali u siebie 2:2 ze Śląskiem Wrocław.

Goście mieli ogromne szczęście, bo pierwszego gola strzelili z problematycznego rzutu karnego, a drugiego w sytuacji, kiedy na boisku leżał kontuzjowany jagiellończyk.

Trener Tarasiewicz mówił przed meczem, że jeśli wrocławianie zagrają na swoim normalnym poziomie, to Jagiellonia nie ma szans. Te słowa podrażniły żółto-czerwonych, którzy od początku ruszyli do ataku. Efekt ofensywnej gry przyszedł bardzo szybko. Paweł Zawistowski znalazł się w sytuacji sam na sam z Jackiem Banaszyńskim i były golkiper Jagiellonii został pokonany. Jak szybko Jaga objęła prowadzenie, tak szybko je straciła. Można się, spierać, czy Janusz Gancarczyk był faulowany, czy nie. Faktem jest, że sędzia Adam Kajzer podyktował rzut karny, wykorzystany przez Sebastiana Milę.

Na kilka minut entuzjazm jagiellończyków został osłabiony. Na szczęście groźne szarże Gancarczyka nie były wykorzystywane przez wrocławian, a z czasem gospodarze znowu zaczęli przedostawać się w pobliże bramki Banaszyńskiego. Mecz stał się bardzo ciekawy, bo oba zespoły nie broniły się i szukały kolejnych trafień. Szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy. Tuż przed przerwą akcję rozpoczął Robert Szczot, który dośrodkował w pole karne. Strącona przez Tomasa Pesira piłka odbiła się jeszcze od Piotra Celebana i wpadła do siatki.

Gospodarze mieli wszystkie atuty w ręku. Mogli kontrolować przebieg spotkania i czekać na kontratak. Śląsk nie miał zbyt wielu pomysłów na doprowadzenie do wyrównania i z biegiem czasu cenne trzy punkty wydawały się być niemal pewne. Po raz kolejny wtrącił się żałośnie prowadzący mecz sędzia, który zamiast podyktować karnego na korzyść Jagiellonii, pokazał żółtą kartkę faulowanemu Robertowi Szczotowi, podobno za symulowanie.

To jeszcze nic w porównani z tym, co stało się w 87. minucie. Na murawie leżał kontuzjowany Igor Lewczuk, któremu jeden z rywali wybił łokciem zęba. Trener Tarasiewicz zapomniał, co to są zasady fair play i nakazał kontynuować akcję. Tomasz Szewczuk doprowadził do wyrównania, a opiekun wrocławian wyciągnął w stronę sektorów kibiców Jagi czerwonych wyprostowany środkowy palec. Wstyd Panie trenerze, bo w Białymstoku miał Pan idealne warunki do pracy i wiele Pan zawdzięcza temu miastu, temu klubowi i tym kibicom.

Nie popisał się też po raz kolejny sędzia Kajzer, który nie przerwał meczu. Uczynił tak za to po chwili, kiedy atakowali jagiellończycy, a na boisku leżał gracz Śląska.

Nic się więcej nie wydarzyło i Jaga straciła zwycięstwo.

Wojciech Konończuk