Śląsk Wrocław Śląskopedia



Puchar Ekstraklasy, grupa A, 2. mecz - 7.09.2008, 17:00, widzów: 1200, sędzia: Marcin Szulc (Warszawa)

KS CRACOVIA - ŚLĄSK WROCŁAW 0:1 (0:0)

CRACOVIA: Sławomir Olszewski - Przemysław Kulig, Michał Karwan, Semjon Milosević, Krzysztof Radwański (62-Marcin Krzywicki), Sławomir Szeliga, Arkadiusz Baran (46-Jakub Snadny), Dariusz Kłus (66-Łukasz Tupalski), Marek Wasiluk, Dariusz Pawlusiński, Bartłomiej Dudzic (83-Tomasz Baliga)

ŚLĄSK: Wojciech Kaczmarek - Zbigniew Wójcik (46-Tadeusz Socha), Petr Pokorny, Dariusz Sztylka (46-Piotr Celeban), Vladimir Čáp, Krzysztof Ostrowski, Wojciech Górski, Łukasz Tymiński (46-Antoni Łukasiewicz), Krzysztof Ulatowski, Janusz Gancarczyk, Vuk Sotirović (46-Tomasz Szewczuk)


MEDIA O MECZU

Majewski też chciałby mieć u siebie sarenki (Gazeta Krakowska, 8.09.2008)

Cracovia - Śląsk Wrocław 0:1 (0:0). W Cracovii nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby płacić ludziom za przyjście na stadion, ale zwrot pieniędzy za bilet na mecz Pucharu Ekstraklasy ze Śląskiem Wrocław byłby w dobrym tonie.

Fatalny poziom, mnóstwo błędów i jeden gol (dla rywala) - zastanawiające, że nikt nie krzyczał "litości!".

Co ciekawe, mecz był mały, a słowa trenerów bardzo duże. - Moi piłkarze wiedzą, że nie znoszę minimalizmu. Na boisku mają orać, orać i jeszcze raz orać - przedstawił w skrócie swoją wizję futbolu trener Śląska Ryszard Tarasiewicz. - Mam satysfakcję, że nigdy tego nie zakwestionowali.

Stefan Majewski, szkoleniowiec Cracovii, który wymagania ma podobne, ale efekty gorsze, zerkał na niego z zazdrością. - Mam pretensje do swoich zawodników, bo zabrakło im dzisiaj motywacji - oświadczył.

Obaj operowali skrajnościami, choć mecz sunął środkowym pasem zarezerwowanym dla nijakiej, charakterystycznej dla polskiego futbolu kopaniny. Zdaniem Tarasiewicza, jego piłkarze zwyciężyli, bo " biegali jak sarenki", ale za daleko zapędził się z tym porównaniem.

Pierwsza połowa mogłaby być nieco przydługim teledyskiem do starego przeboju Grzegorza Turnaua, w którym śpiewał on, że "naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca". Wprawdzie krakowski artysta mógłby psioczyć - nie bez powodu - na kiepską scenografię (pustawe trybuny) oraz pozbawioną wyrazu grę aktorów, ale mimo wszystko piłkarzom obu ekip całkiem nieźle udało się oddać senny i leniwy klimat utworu. Bez wątpienia spełnili najważniejszy warunek: zgodnie z intencją autora, nic się nie działo. Nie licząc kilku kuriozalnych błędów, które na widowni wywoływały na przemian salwy śmiechu i pomruki złości.

Cracovia i Śląsk zagrały w prawie najsilniejszych składach, ale doprawdy trudno byłoby obronić wczoraj nawet tezę, że Puchar Ekstraklasy to lepsza wersja sparingów. Przez długi czas wydawało się wręcz, że spotkanie zorganizowano tylko po to, aby przed krakowską publicznością mógł pokazać bośniacki obrońca Semjon Milosević.

Debiut 29-letniego stopera na początku wyglądał bardzo obiecująco, bo nie wpisał się on w ogólny trend biegania na pół gwizdka. Milosević, który nie jest demonem szybkości, dobrze się ustawiał, interweniował spokojnie i z reguły skutecznie. Potknął się dopiero w 79 minucie, gdy w polu karnym sfaulował Krzysztofa Ulatowskiego. Rzut karny zamienił na gola Tomasz Szewczuk, który pojawił się na boisku po przerwie i wyraźnie wyrósł ponad poziom tego wątpliwej jakości spektaklu. Bohaterem zostałby już wcześniej, lecz jego strzały efektownie bronił Sławomir Olszewski. Jedyny piłkarz Cracovii, który wczoraj nie odwalił fuszerki.

Zostaje tylko pytanie, czy kłopoty z wytrzymałością i szybkością to skutek lenistwa piłkarzy czy metod pracy trenera.