Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 3. kolejka - 23.08.2008, 18:00, widzów: 6500, sędzia: Grzegorz Gilewski (Radom)

ŚLĄSK WROCŁAW - ODRA WODZISŁAW ŚLĄSKI 4:0 (3:0)

ŚLĄSK: Wojciech Kaczmarek - Krzysztof Wołczek, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Vladimir Čáp (86-Tadeusz Socha), Krzysztof Ostrowski, Wojciech Górski (46-Przemysław Łudziński), Dariusz Sztylka (89-Krzysztof Ulatowski), Sebastian Mila, Janusz Gancarczyk, Vuk Sotirović

ODRA: Stachowiak - Radler, Kowalczyk, Dymkowski, Szary, Woś (46-Seweryn), Kuranty (77-Hinc), Gierczak, Małkowski, Korzym (46-Moskal), Aleksander. Trener: Janusz Białek

pozycja w tabeli: 5


MEDIA O MECZU

Zawrócili Odrę kijem (Gazeta Wrocławska, 25 sierpnia 2008 rok)

We Wrocławiu optymistów przed meczem Śląsk - Odra było wielu. Ale nawet najwięksi z nich nie spodziewali się, że WKS tak łatwo i w takim stylu poradzi sobie z drużyną z Wodzisławia. W końcu piłkarze Janusza Białka przyjeżdżali opromienieni zwycięstwem nad Legią. Najwyraźniej jednak zbyt długo rozpamiętywali niedawną wiktorię, bo ani się nie obejrzeli, jak już przegrywali ze Śląskiem 0:1. A był to dopiero przedsmak lekcji prawdziwego futbolu, jakiej udzielił im beniaminek ekstraklasy.

Gospodarzom jak chyba nigdy zależało na zwycięstwie. W pierwszych dwóch meczach sezonu grali nieźle, ale zawsze czegoś im brakowało do wygranej. Z reguły zimnych nerwów, bo gdy wychodzili na prowadzenie w pojedynkach z Lechią czy Polonią Bytom, szybko je tracili.

W sobotę było już inaczej. Piłkarze Śląska od razu narzucili Odrze swój styl. Z prawdziwie ułańską fantazją grali skrzydłowi - Janusz Gancarczyk i Krzysztof Ostrowski - znakomicie wspierani przez bocznych obrońców: Vladimira Capa i Krzysztofa Wołczka. W środku pola dzielił i rządził Sebastian Mila, za którego plecami czarną robotę wykonywał Dariusz Sztylka.

Co więcej - wrocławianie robili to konsekwentnie przez cały mecz, od pierwszej do ostatniej minuty. Nawet gdy prowadzili już wysoko, to - mówiąc po piłkarsku - grali swoje. Inna sprawa, że przyjezdni w ogóle im w tym nie przeszkadzali. Ale jak głosi sportowe porzekadło: gra się tak, jak przeciwnik pozwala.

A w sobotę Śląsk pozwalał Odrze tylko i wyłącznie patrzeć na to, jak piłka raz za razem wpada do bramki Adama Stachowiaka. Zaczęło się już w 15 minucie. Futbolówkę z autu wrzucał Krzysztof Wołczek, a głową przedłużył ją Krzysztof Ostrowski. Wydawało się, że z powietrza uderzy Wojciech Górski, lecz doświadczony pomocnik tylko się machnął. Na szczęście obok był Janusz Gancarczyk, który spokojnym, technicznym strzałem wyprowadził Śląsk na prowadzenie.

Zanim Odra otrząsnęła się po tym ciosie, wrocławianie strzelili drugiego gola. Z prawej zacentrował Wołczek, a precyzyjną główką popisał się Mila. Co nie było łatwe, bo pomocnik gospodarzy przy parze wodzisławskich stoperów wyglądał jak Dawid przy Goliacie. Nic więc dziwnego, że Mila długo szalał z radości, całując klubowy herb na koszulce.

- To wspaniałe uczucie strzelać gole przed wrocławską publicznością - mówił potem Mila, który trafił do bramki po raz pierwszy od powrotu do Polski. Jednak jego specjalnością nie są gole, a asysty. Udowodnił to odwdzięczając się Wołczkowi - zacentrował z rzutu rożnego, a prawy obrońca głową dopełnił formalności.

- Na przedmeczowym rozruchu strzeliliśmy identyczną bramkę. Cieszę się, że udało nam się to powtórzyć - stwierdził po końcowym gwizdku Wołczek.

Po przerwie kropkę nad i postawił zdecydowanie najlepszy aktor sobotniego spektaklu - Janusz Gancarczyk. Wykorzystał fatalny błąd Sławomira Szarego, wyszedł sam na sam ze Stachowiakiem i ponownie z zimną krwią pokonał bramkarza gości.

Vukowi Sotirovicowi, dotychczasowemu najlepszemu napastnikowi wrocławian, pozostało tylko symboliczne wypastowanie butów fenomenalnego pomocnika. Zrobił to jednak z uśmiechem na ustach, więc chyba nie miał Gancarczykowi za złe, że nie jest już samodzielnym liderem strzelców Śląska. Zresztą niewiele brakowało, a i Serb mógł zejść z boiska z dorobkiem bramkowym. Bo gdyby świetnie grający Śląsk zdobył jeszcze kilka goli, Odra nie mogłaby mieć o to pretensji.

- Trudno mówić, że byliśmy w tym meczu zespołem. Widocznie za długo świętowaliśmy zwycięstwo nad Legią i zostaliśmy za to ukarani. Jest mi wstyd, że tak to się skończyło - mówił na konferencji prasowej trener Janusz Białek. A zagadywany przez dziennikarzy Arkadiusz Aleksander (swego czasu przez trzy sezony reprezentował barwy Śląska) stwierdził krótko: - Nie wiem, co mam powiedzieć o naszej grze. W sumie napiszcie, co chcecie.

Z kolei Ryszard Tarasiewicz zachował stoicki spokój: - Gramy w dobrym stylu, a to dla mnie jest najważniejsze. Ale nie rozpływajmy się jeszcze nad tymi chłopcami. To dopiero trzecia kolejka i przyjdą cięższe mecze - usiłował studzić gorące głowy opiekun Śląska.

Michał Mazur